Po kilku dniach nieobecności powracam z nową recenzją. Tym
razem będzie to coś lżejszego – „Niepokorne. Eliza” Agnieszki Wojdowicz. Gdy w
listopadzie odwiedziłam Śląskie Targi Książki, otrzymałam zgrabnie wydany
fragment drugiej części trylogii - „Niepokorne. Klara”. Krótko mówiąc – bardzo mi
się spodobał. Tematyka, wyraziste postaci, klimat. I w ten sposób zachęcona,
niebawem nabyłam pierwszą część z serii. Teraz oczekuję paczki z drugim tomem,
więc śpieszę nadrabiać zaległości, aby móc powrócić tu z kontynuacją wydarzeń.
"Niepokorne" to trylogia
opowiadająca o wyjątkowych kobietach, których zawiłe losy splatają się w
scenerii młodopolskiego Krakowa. Eliza Pohorecka, Klara Stojnowska i Judyta
Schraiber spełniają swoje marzenia kosztem wyrzeczeń i trudnych kompromisów,
nierzadko płacąc wysoką cenę za szczęście.Jest jesień 1895 roku. Eliza Pohorecka dotąd
uczyła się zawodu w otwockiej aptece, lecz opuszcza Kongresówkę, gdy jako jedna
z pierwszych kobiet zostaje przyjęta na Uniwersytet Jagielloński. W cesarsko-królewskim
Krakowie, pełnym uprzedzeń i konwenansów, będzie musiała się zmierzyć z
niechęcią wykładowców wydziału farmacji, z tragiczną przeszłością rodziny i z
zakazanym uczuciem.Eliza na szczęście nie jest sama. Otuchy podczas
dokonywania niełatwych wyborów dodaje jej Klara Stojnowska, idealistka i
emancypantka. Ona także prowadzi swoją prywatną wojnę — przeciwko
konserwatywnemu ojcu, profesorowi krakowskiej uczelni.Tymczasem Judyta Schraiber, Żydówka z
Kazimierza, ucieka z domu — z namiętności do mężczyzny i z miłości do sztuki.
Stara się zostać malarką, bierze lekcje u młodego Staszka Wyspiańskiego, na
każdym kroku walcząc o swoją niezależność. Nie wie jednak, że już wkrótce
będzie musiała bronić czegoś równie cennego: tożsamości. Choć Eliza, Judyta i
Klara z pozoru bardzo się różnią, coś je jednak łączy. Każda z nich jest
niepokorna… [opis z tyłu okładki]
Po takim opisie nie spodziewałam się fajerwerków. Raczej powieści z rzetelnie nakreślonym tłem historycznym oraz z akcją i bohaterami poruszającymi ważne dla czasów zaborów kwestie – niezależności i walki o prawa kobiet, wolności kraju, problemów społecznych i rozwoju sztuki. I to wszystko tam odnalazłam, jednakże przyćmione porywającą akcją. Powieść historyczno – obyczajowa zamieniała się momentami w powieść szpiegowską, kryminał a nawet w wiktoriańską powieść grozy z grobowcami w roli głównej. I przyznam – dla mnie było tego za dużo. Pościgi, porwania, pogróżki przyćmiły nieco ten aspekt powieści, który mnie najbardziej przyciągnął – początki ruchu sufrażystek na terenach Polski, ich walka o równe prawa, możliwość studiowania i życia nie zależnego od mężczyzn. Do tego możliwość spojrzenia na kontekst historyczny, polityczny i społeczny tych problemów oczami dobrze skonstruowanych postaci, realistycznych i do tego zyskujących naszą sympatię, byłaby niezwykle cenna. Nie jestem też pewna, czy faktycznie życie przeciętnego obywatela pod zaborami było takie beztroskie, niemalże pozbawione problemów…, bo w książce jakby na wiele niedogodności przymykano oczy.
Takiego właśnie pogłębienia trochę mi zabrakło. Autorka
jakby od pewnego momentu postawiła na przyśpieszenie rozwoju wydarzeń, przez co
otrzymaliśmy typowego „page – turnera”. Bo faktycznie – kartki jakby same się
przewracały. I mimo pewnego niedosytu, kibicowałam bohaterkom do samego końca.
Wszystkie wydarzenia przeżywałam z nimi, a czasem – nawet bardziej niż one. I
dawno żadna książka tak mnie nie poraziła – w pewnym momencie zerwałam się na równe
nogi i miałam ochotę krzyczeć – do bohaterki, żeby była dzielna, i do autorki –
żeby nie ważyła się wyrządzić jej krzywdy.
Bardzo natomiast podobało mi się przedstawienie życia
artystycznego Krakowa. Nawiązanie do faktycznych wydarzeń – powstawania polichromii
w kościele OO. Franciszkanów, działalności Baraneum, wystaw w Muzeum Narodowym
w Sukiennicach, popularności podkrakowskich Bronowic oraz życia i twórczości Wyspiańskiego.
Dzięki temu możemy, choć z przymrużeniem oka, poczuć się jak uczestnicy
ówczesnego życia, a nawet – dobrzy znajomi Staszka.
Mimo tych paru braków, książka ta zaskarbiła sobie moją
przychylność i już nie mogę się doczekać powrotu do schyłku wieku XIX by poznać
dalsze losy bohaterek. Polecam ją szczególnie paniom, bo właśnie w nurt
literatury kobiecej saga „Niepokornych” się wpisuje. Ale jestem pewna, że każdy
tu odnajdzie coś dla siebie – wsparcie w walce z trudnościami, sentymentalne
westchnienie „kiedyś było lepiej”, lub po prostu chwilę wytchnienia i
zapomnienia.
Mnie również książka bardzo się podobała...niezwykle oddaje klimat... :)
OdpowiedzUsuńJakież piękne zdjęcie!
Myślę, że miałabym spostrzeżenia podobne do Twoich po przeczytaniu tej książki 😀 tylko co do tego, jak ludziom się żyło pod zaborami, to - może nawet Ty to pamiętasz lepiej, bo ja to się o tym dawno uczyłam ;-) - ale akurat Austriacy byli bardziej tolerancyjni niż reszta, i to dzięki temu w Krakowie kwitło takie życie kulturalne. I jeszcze mogę dorzucić, że moja prababka galicjanka, i chyba nie ona jedna, wspominała z dużym sentymentem te czasy, bo wszystko było lepiej zorganizowane :-D
OdpowiedzUsuńO większych swobodach w Galicji uczyli, a jakże ;) ale jak już autorka pokusiła się o takie dokładne odwzorowanie tamtych czasów - topograficzne, kulturowe, modowe, itd., to tego realizmu życia codziennego w kraju zaborcy jednak mi zabrakło ;) zwłaszcza, że akcja rozgrywała się również, choć w małym stopniu, w zaborze rosyjskim. Ale i tak z ogromną ochotą rozpoczęłam czytanie drugiej części :D
Usuńkurcze, u mnei ciezko idzie z powiesciami historycznymi..:(
OdpowiedzUsuńNo cóż, każdy ma inny gust ;)
UsuńZachęciłaś mnie. Nie wiem, czy dla mnie tego będzie za dużo, czy za mało. Zazwyczaj nie czytam takich powieści, a fantastykę. Ostatnio, jednak zaczęłam tęsknić do literatury nieco bardziej kobiecej. Może to właśnie strzał w dziesiątkę?:>
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Cię zachęciłam :) może to być miła odskocznia od fantastyki ;)
UsuńSzukam kolejnej ksiazki do przeczytania :) jednak powiesci historyczne to troche nie moja bajka..
OdpowiedzUsuń